środa, 28 marca 2018

Encyclopaedia Agneyae okiem Ziemniaka

Po ostatnich rozmowach ze znajomkami dotarło do mnie, że gdy opowiadam i podpytuje o Encyclopaedię, że moi rozmówcy nie do końca "czują" koncepcję która mi się w głowie urodziła. Teoretycznie pierwszy post tutaj wyjaśniał wcześniej wspomnianą koncepcję, niemniej raz, że się dość mocno zdezaktualizował, dwa, że był paskudnie napisany, a trzy, że było to dawno temu i nieprawda.
Jednocześnie zaznaczam, że ten post prawdopodobnie nie będzie dużo lepiej napisany.

Co wiecie, to pewnie to, że uroił mi się jakiś tam system RPG z elfami i karabinami snajperskimi i jakąś magią z inną nazwą. W sumie takie typowe fantasy z bronią palną.
Niby tak, ale bardzo nie. Encyclopaedia ma być światem analogicznym do naszego w niedalekiej przyszłości. Światem, w którym nasze obecnie eksperymentalne oraz dopiero zdobywające popularność rozwiązania technologiczne są powszechne. Koncepcja jest DUŻO bliższa near Sci-Fi niż fantasy. Elementy fantasy ma pełnić rolę tła fabularnego, być przedmiotem legend i historyjek, które elfki opowiadają swoim elfiątkom gotując pomidorową na płycie indukcyjnej. To świat w którym nieprzebyte bory, pełne utopców, biesów i gnilców jest oddzielony od ucywilizowanych terytoriów wysokimi płotami pod napięciem z wieżyczkami obronnymi. A same kreatury, to nie żadne demony jak podają stare legendy, tylko zwyczajne drapieżniki ze zwierzęcymi instynktami i zachowaniami.
Świat w których półelfy zakładają zespoły indie, tworzące utwory o tym, jakie to uprzedzenia są złe, gdzie orkowie robią za bramkarzy pod klubami dla gównażerii ras wszelakich czy ludzcy strażacy w egzoszkieletach gaszący pożar krasnoludzkiej rafinerii podpalonej przez eko-terrorystyczne Rusałki.
Chcę, żeby świat Enulusa był światem wiarygodnym po zaaplikowaniu nań logiki lub krytycznego myślenia. Na tym podejściu opieram się przy tworzeniu ekwipunku, umiejętności i samego uniwersum.

Z tym podejściem właśnie, powoli, acz metodycznie "szyję" ten nieszczęsny system RPG. Od zera, bo chyba aż tak się nienawidzę oraz dlatego, że nie doceniłem przeciwnika jakim jest "balans.
Albo mechanika, która jednocześnie ma nieźle odzwierciedlać życie, a z drugiej strony nie może być przekombinowana, bo to w końcu to gra, a w grach fun factor powinien zawsze być wyżej niż realizm. Gracze chcą wykonywać zlecenia na utopce z RKMem w garści, a nie liczyć ile im zostało pocisków w magazynku.
Albo drzewka umiejętności, które muszą wynikać z postaci i z faktycznie zdobytego doświadczenia. No bo jakim cudem, taki Inżynier Polowy po zabiciu swojego setnego bazyliszka nagle nauczy się wyciągania z nicości automatycznych mikrowieżyczek? Szybsze przeładowanie, nieco lepsza celność, tak, ale jak chce mieć umiejkę na rozstawienie wieżyczki, to musi najpierw mieć wieżyczkę.
Tak więc w Encyclopaedii Agneyae, większość umiejętności aktywnych będzie zależeć od ekwipunku, a większość pasywek wynikać będzie z tradycyjnego "levelowania". Planuję również częściowy multiclassing, co będzie jeszcze większym problemem do zbalansowania.

tl;dr robienie systemu RPG jest trudniejsze niż się wydaje, czy raczej niż mi się wydawało, szczególnie jak chcesz mieć wiarygodny świat.
Nie potrafię pisać zakończeń, więc po prostu, to tyle ode mnie.

czwartek, 15 marca 2018

Raport postępów - czyli jak idzie RPGizacja Encyclopaedii

To znowu ten czas, kiedy trafiłem na jakiś element, za który nie chcę się brać, bo wiem, że będzie trudny, więc piszę posta do tych całych dwóch osób, które trafiły tu przez przypadek.

"Jak się ma Encyclopaedia i czemu nic się na niej nie dzieje?!" z oburzeniem zapytał nikt. Otóż nic się nie dzieje, tylko na tej 'publicznej' części Encyclopaedii, bo za kulisami objętość wersji roboczych rośnie dość szybko.
Decyzja o zaczęciu w zasadzie od nowa okazała się być decyzją bardzo dobrą. Nadal jest nieco błądzenia, nadal pojawiały się złe pomysły, niemniej, rozplanowanie pracy znacznie usprawniło proces twórczy. Czuć kierunek, widać postępy. Przynajmniej w panelu bloga.
Zarys historyczno-fabularny kontynentu, charakterystyka ras i państw je zamieszkująca jest w większości gotowa, pojawiają się pierwsze zarysy mechanik, umiejętności i klas, szkielet systemu walki... Cóż, prawdę mówiąc nie spodziewałem się, że stworzenie sensownego systemu RPG wymaga AŻ TYLE pracy. Niemniej, jest to jak najbardziej praca przyjemna. A i zmiana konwencji wymusiła spojrzenie na co niektóre aspekty świata z innej perspektywy i wyciągnięcie krytycznych wniosków.

Do jakiegokolwiek funkcjonalnego buildu nadal daleka droga, ale grunt to fakt, że tą drogą idziemy.
Niespiesznie, od czasu do czasu przystając, żeby popatrzeć na przydrożny krzak, ale jednak.

Pyrka out.

wtorek, 23 stycznia 2018

"TO ŻYJE!" Czyli o tym, że Encyclopædia nadal żyje...

Wbrew wszystkiemu Encyclopædia nie jest martwa. Zakurzona, może nawet nieco przerdzewiała - owszem. Ale nie martwa.
W tej króciutkiej przerwie między tym postem, a ostatnim, jaki się ukazał (ponad dwa lata temu) postanowiłem troszeczkę zmienić koncepcję. I przez "troszeczkę" rozumiem wywalenie większości tego, co było.
Mianowicie chciałbym zrobić z Encyclopaedii średniozaawansowany system paper RPG. Raz, że większa szansa, że znudzony MGiek się tym zainteresuje, niźli aspirujący pisarczyk, który kipi pomysłami, dwa, że nadal może się ktoś niekoniecznie zainteresowany RPG zaciekawi.

Kogo ja oszukuję? I tak zaglądają tu tylko moi znajomi xD

Są już pierwsze postępy, bestiariusz dość mocno się rozrósł (czego nie widzicie, bo tymczasowo sekcje są ukryte), już nawet częściowo opisany, są postępy nad mapą, są zmiany jeśli chodzi o rasy inteligentne (czy też od teraz - grywalne). Skala też została nieco przycięta. Dla kogoś, kto ciągle traci zapał, ciągle rozprasza się czymś innym i przede wszystkim - kogoś, kto wirtuozem sztuki pisarskiej nie jest skala międzyplanetarna z wielką polityką i małymi problemami dnia codziennego astrokrasnoludów to zbyt duży kęs.
Tak więc z hard sci-fi fantasy będzie hard near-future fantasy. Raz, że łatwiej do tego dorobić mechaniki gry, dwa, że łatwiej to poprowadzić, trzy, że istnieje szansa, że faktycznie doprowadzę to do stanu używalności.
Ważna zmiana jest taka, że istnieje ogólny plan działania! Wcześniej odbijałem się od tematu do tematu w sposób losowy, więc co chwilę trzeba było przepisywać sekcje, tak teraz, trzeba będzie przepisywać sekcje dużo rzadziej. W teorii.
Ogólny zamysł pozostaje ten sam - krasnoludy w egzoszkieletach bojowych, elfy z karabinami snajperskimi, a utopce to po prostu przybrzeżne drapieżniki. A cały ten "system paper RPG" będzie ograniczać się do dodania paru numerycznych statystyk do różnorakich żyjątek (i technologii) i dodatkowych zakładek omawiających mechaniki. Ale to pieśń przyszłości.
Tyle z mojej strony!

wtorek, 6 grudnia 2016

POGADANKA #01 - MITY SCIENCE FICTION

Niedawno zabrałem się do pisania krótkiego opowiadanka, którego jedynym celem istnienia miało być danie upustu mojej ekscytacji dotyczącej wymyślonego dla Encyclopædii okrętu. W miarę pisania uświadamiałem sobie coraz bardziej ogrom mojej niewiedzy, jeśli chodzi o to zagadnienie, więc i wizyty na stronach NASA, forach astrofizycznych i niezawodnej anglojęzycznej Wikipedii stawały się coraz częstsze, a zagadnienia bardziej złożone. Oczywiście, wpadłem też w klasyczną spiralę niewiedzy, czyli trafiałem na pojęcia, które były tłumaczone innymi, nieznanymi mi pojęciami i tak dalej, i tak dalej.
Koniec końców, dotarłem do wniosku, że skoro ja, mający dość poważną "zajawkę" na kwestie futurystyczne, astrofizyczne i ogólnie kwestie pojmowane jako geekowskie, to przeciętny zjadacz chleba, może nie uznawać za oczywiste kwestii, które dla mnie takimi są.
Toteż postanowiłem, że opowiadania nie będzie (bo jak już gdzieś wcześniej wspominałem, jestem beznadziejnym pisarzem), ale za to będzie pseudowykład w moim wykonaniu, w którym postaram się dość prosto wyjaśnić co uznam za stosowne.
Zaczniemy od wykończenia kosmicznych legend i mitów które zawdzięczamy głównie radosnej twórczości SF. Narosło już bardzo dużo błędów dotyczących postrzegania przestrzeni kosmicznej, z czego niektóre są oczywiste dla osób z podstawowym zasobem wiedzy fizycznej, a część wcale niekoniecznie.

"In space, no one can hear you scream.*"
To z tych bardziej oczywistych. W próżni nie ma hałasu. Dźwięk to fala powietrza. Cząsteczki powietrza to bardziej, to mniej naciskają na membranę w Waszych uszach, a ten nacisk przez biologiczną maszynerię, w którą (większość) ludzi jest wyposażona, zostaje przetworzony w sygnały zrozumiałe dla mózgu. To pozwala Wam na przykład stwierdzić, że Rosenrot to jednak kawał dobrego utworu. Raz jeszcze, falujące powietrze to fala mechaniczna. Mechaniczna, czyli koniecznie, absolutnie, bezwzględnie potrzebuje ośrodka, żeby się rozchodzić. W próżni ośrodka nie ma = nie ma dźwięku.
ALE.
Jeżeli stoisz sobie w kombinezonie na kadłubie rakiety i powiedzmy, że owa rakieta leci akurat przez próżnię z odpalonym silnikiem to prawdopodobnie usłyszysz silnik, bo w tym wypadku ośrodkiem jest kadłub statku, buty kombinezonu, kombinezon i wreszcie powietrze w kombinezonie, które przekazuje już klasycznie dźwięk do ucha.

"Power to main thrusters!"
Dobra, jechaliście kiedyś samochodem? Pewnie tak. I zapewne kiedyś zauważyliście, że gdy puści się homoseksualistę** pedał gazu, to samochód zwalnia. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta - opory ruchu. Opony trą o asfalt. Karoserię opływa powietrze, które też raczej nie lubi, jak wjeżdża w nie jakaś tam karoseria. A jak jest chociaż lekko pod górkę, to i grawitacja sprzeciwia się związkowi samochodu i jego ruchu. To teraz ja się pytam, po jaką cholerę cały czas w filmach/grach Sci-Fi piloci "kosmicznych samochodów" cały czas cisną "kosmiczny pedał gazu"? Nie ma asfaltu, nie ma powietrza, nie ma niczego (poza wiatrem słonecznym, ale w tej sytuacji to zaniedbywalne), co zmuszałoby ich do marnowania bardzo cennego w kosmosie paliwa. Jeżeli coś w kosmosie leci X㎧ to będzie lecieć X㎧ bardzo długo. Silniki w kosmosie odpala się tylko i wyłącznie do przeprowadzania manewrów (by zmienić kierunek bądź, po fizycznemu, wartość wektora prędkości).

"The ships hung in the sky, much the way that bricks don't."
Kojarzycie te klasyczne sceny SF, w których to wielka flota wielkich okrętów wisi nad wielką planetą, a cała scena jest tak wielce statyczna i dostojna? Jest z tym jeden problem. Widzieliście kiedyś nagrania z International Space Station? Jeżeli tak, to cudownie, jeżeli nie, to gorąco polecam. Chodzi o to, że w kosmosie wszystko się kręci. Księżyc kręci się wokół Ziemi. Ziemia kręci się wokół Słońca. Słońce kręci się wokół środka Drogi Mlecznej. Droga Mleczna... Szczerze mówiąc, nie wiem, wokół czego się kręci, ale na pewno się porusza (i to nawet na torze kolizyjnym z Galaktyką Andromedy). Więc taka wielka flota wielkich statków, może sobie faktycznie względem siebie pozostawać w spoczynku, ale wielka planeta będzie pod nimi całkiem szybko pomykać. I częściej niż na powierzchni będą mogli się cieszyć wschodami i zachodami pobliskiej gwiazdy. Bo orbitują.
Ten fakt bardzo mocno wpływa na walki w kosmosie. Jeżeli faktycznie kiedykolwiek miałoby dojść do konfliktu w przestrzeni kosmicznej, to na orbicie planety, a nie w przestrzeni międzyplanetarnej/orbicie okołosłonecznej (okołoagneyańskiej?), z tego prostego względu, że spotkanie kogoś i utrzymanie dystansu mniejszego niż 10 km przez dłuższą chwilę, pozwalającą na wzajemną wymianę ognia, jest równie łatwe co trafienie z obracającej się karuzeli ziarnkiem piasku w ucho igielne dwa metry dalej.
Czyli niespecjalnie łatwe. Pozostaje też oczywiście kwestia czasu.

“Space is big. You just won't believe how vastly, hugely, mind-bogglingly big it is."
Podróż sondy Voyager 2 (wystrzelonej w 1977) na Jowisza trwała mniej więcej 3 lata. Sferę dominacji grawitacyjnej Słońca opuściła w 2015. Oczywiście, że można przyspieszyć podróż, ale wiąże się to z nieboskimi ilościami zużytego paliwa plus trzeba czekać na okno startowe. Czasem bardzo długo.
Jeżeli już dojdzie do spotkania (profesjonalnie: intersekcji orbit), to kolejną komplikacją jest wykrycie i trafienie przeciwnika. Przestrzeń jest ogromna. Niewyobrażalnie ogromna. W związku z tym najłatwiej wykryć inne statki przez różne rodzaje promieniowania, w związku z czym da się być praktycznie niewidzialnym w kosmosie.
Podsumowując, sytuacje, w których trzeba lecieć przez kilka miesięcy tylko po to, by postrzelać przez góra godzinę byłyby na orbicie okołosłonecznej powszechne.

"Evasive manouvers!"
Jeśli chodzi o wcześniej wspomniane manewry, to tu też wielu ludzi ma o nich mylne wyobrażenie. Głównym winowajcą jest saga Gwiezdnych Wojen. TIE odmian wszelkich, "X-Skrzydłowce" (absolutnie kocham to tłumaczenie), czy też stareńkie Droidy Sępy wykonują ciasne skręty, beczki i wiele innych, gwałtownych manewrów niczym Hurricane'y i Messershmitty nad Londynem.
Zasada zachowania pędu niestety psuje zabawę. Żeby faktycznie ostro zakręcić, kosmiczny Spitfire musiałby ustawić się pod kątem 90° względem toru ruchu. Takie walki bardziej przypominałyby jednak turnieje rycerskie na łyżwach. O manewrach napiszę nieco więcej w następnej Pogadance.

"They are so small, they're evading our turbolasers!"
Lasery, największa chyba gwiazda kinematografii SciFi. Zielone, czerwone, niebieskie, żółte, jakie tylko chcecie, dla każdego się znajdzie! A jak ładnie sobie mkną przez próżnię kosmosu z prędkościami definitywnie podświetlnymi, efektownie błyszcząc.
Tylko chwila chwila, coś tu nie gra.
Hmm, pomyślmy, laser to teoretycznie liniowy strumień wysokoenergetycznych fotonów. Liniowy.
Jak działa oko? Musi oberwać w receptor fotonem, żeby zarejestrować obraz. Wniosek? Jeżeli widzisz faktyczny laser bojowy, to znaczy, że jest wycelowany w Twoje oko i wiele więcej już w życiu nie zobaczysz.
CHYBA ŻE jest coś, co laser rozprasza, wytrąca fotony z ich pierwotnej ścieżki i dzięki temu zjawisku mamy np. pokazy typu Laser Show. Ale w kosmosie nie ma ośrodka rozpraszającego. Dopóki nie dostaniesz laserem w twarz, to pozostanie on niewidzialny.
Idąc dalej - laser = światło, a światło w próżni porusza się z v = c co oznacza, że broń laserowa trafia w cel praktycznie natychmiastowo.

"If the planet blew up, the gravity would go away."
Nie macie pojęcia (chyba, że macie, to przepraszam), jak trywializowana jest grawitacja w znacznej części twórczości SF. "Komputer, włącz grawitację!"
*PYK*
I bohater pewnie maszeruje po podłodze.
Ludzie! Jeżeli kiedykolwiek zrozumiemy grawitację na tyle, by nią tak manipulować, to nie pozostanie już chyba nic do odkrycia. Kto potrafi kontrolować grawitację, ten potrafi manipulować czasem i przestrzenią. Dosłownie. Nawet nie umiem sobie wyobrazić, jakie drzwi wyważyłaby taka technologia.
W SF pozwala natomiast łatwiej nagrać sceny na statkach, czasem jakąś bajerancką broń, która na końcu filmu ładnie wybucha.

To nie koniec grawitacyjnych problemów. Astronauci na ISS mają w grafiku obowiązkowe 8 godzin solidnych ćwiczeń fizycznych, żeby SPOWOLNIĆ degenerację kości. W rok tracą 30% masy kośćca.
Wszystko przez warunki mikrograwitacji, bardziej znane jako 0G.
Ważne - nie istnieje sytuacja w której "nie ma grawitacji". Gdyby nie było, biedni astronauci na orbicie przestaliby być na orbicie, a zaczęliby dryfować w pustkę kosmosu torem prostoliniowym.
Rozwiązaniem problemu braku ciążenia mogłyby być stacje/statki toroidalne (patrz: doughnuty). Taki statek/stacja przez rotację mógłby wytworzyć "sztuczną grawitację" na pokładzie przez użycie siły odśrodkowej. Niemniej, jest kolejna trudność. Taki torus musiałby być bardzo duży. Na tyle, by wzrost człowieka był pomijalny względem promienia torusa, bo w przeciwnym wypadku, "sztuczna grawitacja" działająca na głowę jest znacznie niższa od tej działającej na stopy.
W skrócie, układ krwionośny i błędnik kiepsko na to reagują.

"What happens if he blows the airlock?"
Próżnia, słowo które padło już kilkukrotnie, i która jest dość chętnie wykorzystywanym motywem. W kinematografii i grach próżnia w efektowny i dramatyczny sposób uśmierca bohaterów i statystów. W filmie Sunshine jest taka przykra scena, kiedy to jedna z postaci zostaje kosmiczną mrożonką po kilkudziesięciu sekundach w pustej przestrzeni.
Ba! Tak chłopaka zmroziło, że aż gdy zahaczył ramieniem o jakąś wystającą antenę, to owe ramię odłamało się na czysto.
Co za bzdura.
Cóż, o ile faktycznie lepiej po kosmosie w krótkich spodenkach nie biegać, tak nie przez niskie temperatury. W próżni ciężko w ogóle mówić o temperaturze, bo temperatura to "wartość średniej energii kinetycznej cząsteczek". Uwaga, uwaga, w próżni cząsteczek (prawie) nie ma.
Idąc dalej, delikwent wyrzucony przez śluzę nie zamarznie na kość...
...natychmiast. Będzie oddawał ciepło, ale jedyną możliwością będzie dla niego promieniowanie podczerwone, które to jest najwolniejszą metodą.
Śmiertelnie niebezpieczna jest natomiast różnica ciśnień. Człowiek jest stworzony do życia pod presją. Konkretnie pod presją około 1000hPa. Organizm ludzki natomiast radzi sobie beznadziejnie bez tej presji.
a) W próżni krew zaczyna natychmiast dosłownie wrzeć.
b) W próżni woda natychmiast zaczyna parować, głównie z oczu, jamy ustnej i płuc.
c) Jeżeli wstrzymuje się oddech - wybuchają płuca, jeżeli się łapie - zamarzają.

Chwila! Nie umiera się od razu!
Wg. NASA utrata przytomności następuje po ok. 15 sekundach, a zgon po maksymalnie 90.

"Space, the final frontier."
Dość już się nagadałem w tej pierwszej pogadance. Będą kolejne, ale trzeba już zakończyć, bo post i tak już zbyt długi. Wiadomo, jeżeli coś źle napisałem, albo z czymś się nie zgadzacie, to atakować.
Dziękuję bardzo za uwagę i bez odbioru.


*Wszystkie nagłówki to cytaty z najróżniejszych dzieł science fiction, głównie Hitchhikers Guide to the Galaxy, Star Treka, Gwiezdnych Wojen i chyba jest też jeden z Interstellar.
**Jak chcecie bóldupczyć o kiepskiej jakości żarty na tle rasowym/orientacyjnym/religijnym/<insert inny wrażliwy temat> to proszę albo kontaktować się ze mną osobiście, albo iść pouderzać w poduszkę pięściami.

piątek, 11 listopada 2016

RAPORT POSTĘPÓW- 11.11.2016

Witaj Czytelniku
Pierwszy etap tworzenia Encyclopaedii zakończony. Większość z tego, co zostało napisane, jest już w odpowiednich zakładkach, tekst jest też z grubsza sformatowany w cywilizowany sposób (dzięki Hippie), niemniej wciąż jeszcze dużo roboty, zanim Encyclopaedia będzie mogła stać się potencjalną bazą dla jakiejś twórczości.
Zanim przejdę do omówienia progresu w zakładkach, dodam tylko, że gdy dodam/usunę/zmienię coś istotnego na stronach, będę wstawiał takiego oto posta, w którym wspomnę co to się podziało.


Do rzeczy. Jako że informacje są już na swoich miejscach, od tego momentu skupiam się na uzupełnianiu ich o to, co już mi się w główce roi i rozbudowywaniu o to, co dopiero ma się uroić.
  • Dość mocno pozmieniałem linię historyczną Enulusa. Dalsze zmiany zapewne jutro/pojutrze.
  • Dopisałem opisy ludzi i półelfów w zakładce "Gatunki inteligentne"
  • Powstanie też w pewnym momencie dodatkowa zakładka dotycząca elfiej technologii, która diametralnie różni się od tej używanej przez Koalicję (robocza nazwa sojuszu ludzko-krasnoludzkiego).
  • Ponadto na stronach dotyczących technologii znajdzie się charakterystyka flot kosmicznych, gdyż obie frakcje będą miały w tej kwestii coś ciekawego do zaprezentowania.

Wciąż jednak sporą zagwozdkę stanowią dla mnie bitwy kosmiczne ze względu na ruch orbitalny. To nie takie proste, trafić na kogoś w przestrzeni interplanetarnej, a co dopiero być obok kogoś na tyle długo, żeby zdążyć rozstrzygnąć bitwę, nie zużywając jednocześnie nieboskich ilości paliwa.
Coś wymyślę.
Ponadto jestem zmuszony wyrzucić na śmietnik koncepcje modularnego uzbrojenia po rozmowie z prawdziwym instruktorem strzelectwa US Marines (internetowi kumple się przydają).
Jeżeli on uważa, że o ile koncepcja jest ciekawa, tak niestety sprawia więcej problemów niż daje korzyści, to prawdopodobnie ma rację, a bardziej zależy mi na autentyczności niż fajności.
Niemniej polecił mi również wzorowanie się na niemieckich karabinach AUG, uważając je za najbardziej praktyczny futuryzm.

Cóż, na ten moment to tyle, jeżeli o czymś zapomniałem, albo edytuję post, albo wspomnę o tym w następnym.

Cheers!